Rozdział 1


Zosia stanęła zasapana na końcu stromego podejścia i pomachała swoim przyjaciółkom, które nadal zmagały się ze szlakiem.
            Był początek wakacji. Zosia, Cecylia i Anka wybrały się w trójkę na wakacje w góry. Z racji wieku nie mogły pojechać do Londynu, choć marzyły o tym od dawna, ale zadowoliły się Tatrami. Nie żałowały swojego wyboru, bo pasma górskie, rozciągające się również na terenie  Słowacji, prezentowały się imponująco z każdej perspektywy i w każdej pogodzie.
            Ich rodzice byli sceptycznie nastawieni do samotnej wyprawy dziewczyn, ale w końcu dali się przekonać. Wiedzieli, że mogą ufać swoim córkom, które cieszyły się opinią bardzo odpowiedzialnych, jak na 16-latki. Zresztą z Katowic, gdzie mieszkały, nie jest tak daleko do Murzasichli, gdzie miały spędzić kolejne dwa tygodnie.
            Właśnie zdobywały szczyt położony w całości po słowackiej stronie – Płaczliwą Skałę. Była z nią połączona pewna legenda o góralu, który dawno temu zagubił się na jednej ze ścieżek, poszukując swojej narzeczonej. Podobno, kiedy na szlaku pojawia się piękna dziewczyna, przypominająca ową narzeczoną, duch górala nęka ją swoimi jękami przez całą drogę w górę i w dół.
            Dziewczyny przeczytały legendę i bez żadnych skrupułów ruszyły w drogę. Wesoło rozmawiały przez cały czas. To miało być jedno z ich wielu wyjść, ale po krótkim czasie stwierdziły, że zdobywanie szczytów wymaga zbyt dużego wysiłku fizycznego. Wolały trochę się poobijać i poleniuchować. To zawsze wychodziło im najlepiej.
            Tak więc usiadły na zwalonym pniu jakiegoś ogromnego drzewa pośrodku łąki, żeby trochę odpocząć. W pewnym momencie usłyszały przeraźliwy jęk. Stwierdziły, że to nic innego tylko wiatr i cieplej otuliły się bluzami. Po chwili dziwny dźwięk się powtórzył. Był zdecydowanie głośniejszy i bardziej przypominał ludzki krzyk niż wiatr. Ciarki przeszły im po plecach na wspomnienie banalnej legendy, która teraz nie wydawała im się zupełnie banalna.
            Chcąc zachować pozory normalności, zebrały swoje rzeczy i ruszyły dalej trochę szybszym tempem. Trzeci krzyk wyraźnie przypominał czyjeś wołanie o pomoc, tylko po angielsku. Nagle na łące pojawił się, biegnący w ich stronę chłopak. Był roztrzęsiony i wyczerpany po biegu pod górę. Rozpaczliwie machał do nich rękami, nie było wątpliwości, że to on wołał o pomoc.
            - Czy ja mam zwidy? – zapytała blada ze strachu Cecylia.
            - Możliwe, ale ja też widzę coś, czego nie powinnam. – Anka była równie przerażona, jak jej przyjaciółka.
            - Chyba nie jestem na tyle ładna, żeby chodziło o mnie, co? – powiedziała Zosia, jako jedyna siląc się na spokojny, pogodny ton.
            Normalnie odwróciłaby się na pięcie i jak najszybciej poszła w przeciwnym kierunku, ale nie dziś. Teraz, patrząc na tego, desperacko szukającego pomocy, chłopaka, coś w niej pękło. Nie miała wątpliwości, że on naprawdę potrzebuje ratunku, że nie udaje. Miała dziwną, niewytłumaczalną pewność, że nic jej nie grozi.
            Po takich konkluzjach ruszyła w kierunku, skąd dochodziły krzyki. Dziewczyny, które zostały z tyłu, patrzyły z niedowierzaniem na to, co robi ich nieprzewidywalna przyjaciółka. Zgodnie stwierdziły, że nie mogą jej zostawić, więc poszły za nią, choć niechętnie.
            We trzy szybko dogadały się ze zdyszanym chłopakiem. Okazało się, że jakieś 300 metrów dalej, w jaskini, jego przyjaciel zaklinował sobie nogę w szczelinie. Drugi przyjaciel z nim został, gdy on szukał pomocy. W okolicy nie było zasięgu, co w górach się często zdarza, dlatego pozostało mu tylko liczyć na ratunek ze strony turystów.
            Zofia zawsze starała się nosić ze sobą podstawowe środki medyczne, a już na pewno na takie wyprawy w góry. Jak na razie na nic się zdało jej nie rozstawanie się z apteczką, ale najwyraźniej nadszedł ten pierwszy raz.
            Marzeniem dziewczyny było ukończenie studiów na Akademii Medycznej. Od zawsze interesowała się pierwszą pomocą, robiła nawet kilka kursów w tym kierunku. To był jej sprawdzian. Zaraz będzie miała okazję komuś pomóc, oby jej się udało. Przepełniało ją jednocześnie tyle sprzecznych emocji – radość, strach, nadzieja, przerażenie. Chyba właśnie dzięki temu miała tyle odwagi i samozaparcia.
            Chłopak na jej widok wyrzucił z siebie, pomiędzy urywanymi wdechami, jakieś podziękowanie i szybko pociągnął Zofię za rękę. Biegła za nieznajomym w stronę skał. Po chwili ciężkiej wspinaczki byli w jaskini. Chłopak machał rękami, żeby się pospieszyła, ale ona chciała zaczekać na swoje przyjaciółki.
            - Nigdy więcej nie pójdę z wami w góry. – marudziła Anka.
            - Niech to coś, cokolwiek to jest, będzie warte naszego nadludzkiego wysiłku. – mówiła zdyszana Cecylia.
            - Przestańcie gadać i ruszcie się. – odpowiedziała im Zosia, słysząc popędzające wołanie.
            Chłopak poprowadził ich w głąb jaskini. Wewnątrz było ciemno, mokro i przerażająco, ale na przekór Zofia nie czuła strachu. Wręcz przeciwnie, ciekawość i determinacja pchały ją do przodu. Po chwili dało się słyszeć inne głosy i światło latarki.
            Zosia przeszła kolejne kilka kroków i jej oczom ukazał się wstrząsający widok. Na ziemi klęczał chłopak, blondyn, płakał i jednocześnie mówił błagalnym tonem coś do drugiej postaci. Miał pokrwawione dłonie i koszulkę. Choć było dość ciemno, w świetle latarki można było dostrzec jego przygnębiony wyraz twarzy. Na kolanach trzymał czyjąś głowę i uspokajającym ruchem głaskał jej włosy.
            Drugi chłopak był w jeszcze gorszym stanie. Zosia podeszła, żeby lepiej zorientować się w sytuacji. Przed nią było wąskie przejście, pewnie do dalszej części jaskini. Właśnie w tej szczelinie utkwiła prawa noga półprzytomnego chłopaka. Była ułożona pod dziwnym kątem, z pewnością złamana. Całe spodnie miał zakrwawione, ale nie od nogi. Obejmował lewą dłonią czerwone od krwi, prawe przedramię. Musiał na nie upaść. Niesamowicie cierpiał.
            Chłopak, za którym tu przyszły wyjaśnił im, że jego przyjaciel chciał zwiedzić jaskinię dokładniej i nie skończyło się to dla niego pomyślnie. Od jakiejś godziny leżał z zaklinowaną nogą i nie mógł się ruszyć. Coraz częściej tracił przytomność i zaczynał majaczyć. Zosia miała miękkie kolana, słuchając tej historii. Nagle cała odwaga ją opuściła, a zastąpił ją niewysłowiony strach.
            Anka i Cecylia odciągnęły ją na bok i jednocześnie zaczęły coś mówić, ale w tak szybkim tempie, że dziewczyna nic nie zrozumiała.
            - Nie poznajesz, kto to jest, prawda? – zapytała Ania.
            - Nigdy nie wierzyłam, że nadejdzie dzień, w którym nie rozpoznasz swoich idoli. – powiedziała Cecylia z nutką ekscytacji w głosie.
            Zosia spojrzała przez ramię na chłopaków i zamarła. Czy to możliwe? Najwyraźniej tak. Tylko dlaczego spotyka ich w tak niefortunnym momencie? W jednej chwili jej determinacja powróciła ze zdwojoną siłą. Musi im pomóc, myślała. Za wszelką cenę!
            - Poznałaś? – spytała retorycznie jedna z dziewczyn. W odpowiedzi Zosia tylko pokiwała głową i zaczęła wydawać polecenia.
            - Zadzwońcie do TOPR i wezwijcie pomoc. Powiedzcie, że poszkodowany ma zaklinowaną nogę i zranioną rękę, jest półprzytomny. Jesteśmy gdzieś tutaj. – Pokazała im na mapie jaskinię. – Niech przyślą karetkę, helikopter, cokolwiek. I niech ratownicy będą z nami w stałym kontakcie. Ja idę się rozeznać w sytuacji.
            Poszła z powrotem do chłopaków, wyciągając po drodze z plecaka apteczkę. Było źle. Na ręce miał głęboką ranę szarpaną. Noga wyglądała jeszcze gorzej. Podudzie nienaturalnie wygięte. Prawdopodobnie złamane obie kości – piszczel i strzałka. Kiedy uniosła lekko nogawkę, zobaczyła siniejącą stopę. Na szczęście nie miał żadnych innych powierzchownych urazów.
            Dziewczyny bez przeszkód dodzwoniły się do TOPR-u i od razu przybiegły z powrotem.
            - Nie mogą tu wylądować, a terenówką dojadą tu za ponad godzinę. Mogą być za 30 minut na szlaku, niedaleko stąd, ale musimy go sami wyciągnąć i tam zanieść. Jest tylko jeden ratownik, a reszta jest w terenie. Liczy się każda minuta, bo za długo tu leży. Może dostać hipotermii, albo nam się wykrwawi. – przekazały słowa ratownika. Robiło się coraz poważniej.
            - Dzięki, jakoś damy radę. Znajdźcie mi w miarę proste gałęzie i koce, czy inne kurtki. – rzuciła do dziewczyn. – Macie jakiś alkohol? – zapytała chłopaków po angielsku.
            Blondyn niechętnie zostawił przyjaciela i poszedł do swojego plecaka. Wrócił z podłużną butelką irlandzkiej whiskey marki Jameson. Drogi trunek, ale trudno. Zosia wzięła od niego butelkę i przyłożyła poszkodowanemu do ust. Wypił kilka małych łyków i odwrócił głowę na znak protestu.
            - Zayn, to ci pomoże. Będzie ci cieplej i przestanie cię tak boleć. – mówiła do niego, starając się go uspokoić. Uniosła mu lekko głowę i przychyliła butelkę, ale nie chciał pić. Popatrzyła błagalnie w jego brązowe, przestraszone oczy. – To dla twojego dobra. – powiedziała, ale on tylko pokręcił głową. – Nie mam cierpliwości do facetów. – mruknęła do siebie i upiła kilka sporych łyków whiskey.
            Spojrzała na Zayna, który był wyraźnie rozbawiony jej zachowaniem i jeszcze raz spróbowała go upić. Tym razem udało jej się z lepszym skutkiem. Po paru minutach Cecylia i Anka wróciły z naręczem prostych gałęzi, po czym okryły chłopaka swoimi kurtkami. Wszystko szło w dobrym kierunku.
            Teraz trzeba się zająć opatrywaniem, myślała dziewczyna. Nareszcie nadszedł dzień, w którym przydała się na coś cała zawartość jej apteczki. Wyciągnęła bandaże i wybrała jeden z większych, żeby zająć się rękę poszkodowanego.
            Założyła mu opatrunek uciskowy, żeby powstrzymać ewentualny krwotok, po czym przyciągnęła zgięte przedramię do jego tułowia i owinęła je bandażem. Tak będzie zabezpieczona przed kolejnym, niepożądanym urazem, zanim zajmą się nią ratownicy.
            Przy nodze był większy problem. Zosia bała się cokolwiek robić, żeby nie zaszkodzić chłopakowi, dlatego postanowiła zadzwonić i zasięgnąć porady fachowca z TOPR.
            - Halo? – rozległ się męski głos w słuchawce.
            - Nazywam się Zofia Malicka, siedzę w jaskini z poszkodowanym i nie wiem, co mam zrobić. – wyrzuciła z siebie jednym tchem.
            - Jesteś od tego chłopaka z uwięzioną nogą. – bardziej stwierdził niż zapytał głos. – Jestem ratownikiem i już do was jadę. Powiedz, jakie masz wątpliwości.
            Pokrótce przedstawiła mu całą sytuację. Pochwalił ją za pomysł upicia chłopaka i przywiązania mu zranionej ręki do tułowia. Wyjaśnił, że noga jest w ciężkim stanie i trzeba się spieszyć, żeby nie ustało krążenie.
            - Niestety, chłopak trafił na niefortunny moment i jestem teraz sam na dyżurze. – mówił ratownik opanowanym głosem- Podjadę terenówką na ścieżkę niedaleko tej waszej jaskini, ale będę musiał zostać w samochodzie, bo to jest na skraju urwiska. Tu pojawia się kolejny problem… Jest z tobą ktoś jeszcze?
            - Dwóch chłopaków i dwie dziewczyny.
            - Wspaniale. Więc zrobisz prowizoryczne nosze z dwóch kijów i kurtek i zniesiecie go do mnie.
            - Ale on ma nogę uwięzioną między skałami! Jak mamy go znieść? Najpierw musimy ją uwolnić, a ja nie mam pojęcia jak to zrobić! – Zosia nie mogła powstrzymać swojego wybuchu, spowodowanego rosnącym napięciem i odpowiedzialnością, spoczywającą na tej 16-letniej dziewczynie.
            - Spokojnie… Nie jest tak źle jak mogłoby się wydawać. Każdy ratownik musi umieć wybrnąć z takich trudnych sytuacji. Na lekarzu odpowiedzialność za pacjentów spoczywa 24 godziny na dobę, trzeba się przyzwyczaić i robić swoje, jak najlepiej. Nie mazgaj się, tylko pomóż mu! – powiedział stanowczym głosem, tak, że pewność siebie powróciła do dziewczyny ze zdwojoną siłą.
            - Co, więc mam robić? – zapytała z determinacją.
            Ratownik opisał dokładnie, krok po kroku, co Zosia powinna zrobić. Mówił bardzo szybko, więc musiała być maksymalnie skupiona, żeby zapamiętać każdą wskazówkę. Rozłączyła się i po chwili przystąpiła do udzielania pomocy, nie zapominając o pozostałych parach rąk, które mogły jej asystować.
            Po wstępnym wprowadzeniu ich w plan, chłopak, za którym tutaj przybiegły - Liam, wyraził największą chęć pomocy. Ten drugi, Niall, siedział pod ścianą i pociągał nosem za każdym razem, gdy spojrzał w stronę leżącego przyjaciela, a Cecylia, w celach pocieszających, częstowała go ciastkami. Poprosiła ich oboje o przygotowanie noszy. Natomiast Ania stanęła na czatach, żeby ich poinformować, kiedy przyjedzie terenówka z TOPR-u.
            Wyciąganie nogi zaczęła od sprawdzenia, czy Zayn jest wystarczająco opanowany. Wyglądało na to, że był wyczerpany, ale dawka alkoholu nie pozwalała mu zasnąć. Potem Zosia wygrzebała z plecaka scyzoryk i rozcięła wokół jego prawą nogawkę na wysokości uda. Następnie usztywniła nogę prostymi gałęziami i przymocowała je kolejnym bandażem, i ściągnęła mu but. Chłopak trochę marudził, ale Liam, który przez cały czas trzymał głowę przyjaciela na swoich kolanach, uspokajał go.
            Kiedy Zosia już opatrzyła nogę w miarę ograniczonych możliwości, kiwnęła głową do swojego asystenta. Ten, przytrzymując kark poszkodowanego, podniósł jego ramiona i powoli przyciągnął go do siebie chwytem Rauteka. W tym czasie dziewczyna lekko uniosła złamaną nogę, która bez problemu wysunęła się ze szczeliny, w której tkwiła.
            Kiedy oboje, Zosia i Liam, odetchnęli z ulgą, po nerwowej chwili, okrzyk Anki obwieścił przybycie ratownika. Niall i Cecylia szybko przysunęli nosze, na których położyli Zayna. Potem chłopcy złapali za przeciwległe końce kijów i wynieśli przyjaciela z mrocznej jaskini. Cecylia pozbierała ich rzeczy, a Zosia szła obok chłopców, co chwilę sprawdzając stabilność jej szyny i samopoczucie chorego.
            Ratownik pokiwał głową z uznaniem na widok pracy wykonanej przez Zofię. Szybko przebadał chłopaka i postanowił niezwłocznie zawieźć go do szpitala. Ułożyli Zayna na tylnym siedzeniu, a jego głowę oparli na kolanach Nialla, który nadal nie mógł powstrzymać nerwowych łez. Liam zajął miejsce kierowcy.
            W samochodzie nie było więcej miejsca, dlatego dziewczyny musiały iść pieszo. Ratownik pokazał im najbliższą drogę do miasta.
            - Jeszcze raz bardzo wam dziękujemy! Nie możemy zabrać ze sobą swoich rzeczy, więc wy musicie je wziąć. – zwrócił się Liam do dziewczyn.
            - Przynieście je do szpitala. – zaproponował Niall. – Przynajmniej mamy pewność, że jeszcze was zobaczymy. – mrugnął do nich okiem i pomachał na pożegnanie.
            - Jasne. Więc na razie. – Pożegnały się z chłopcami. Zosia nie mogła się powstrzymać i podeszła do samochodu, żeby ostatni raz spojrzeć na tego półprzytomnego biedaka.
            - Trzymaj się, Zayn. – szepnęła i pogłaskała dłonią jego posklejane brudem, ale nadal miękkie, włosy. – Do zobaczenia.

7 komentarzy:

  1. Opisałaś akcję ratunkową tak szczegółowo, że miałam wrażenie, że sama tam jestem... Jednym słowem świetnie. Od razu można się zorientować, że Zośka już nie zostawi chłopaka, którego uratowała. A może to on nie zostawi jej?
    Niall jak na Irlandczyka przystało, posiada irlandzką whiskey... Chociaż ja na jego miejscu bedąc w Polsce spróbowałabym jakiegoś polskiego alkoholu... No ale niech mu już będzie jak chce. W końcu zadziałało, prawda? Chociaż na miejscu Zayna też miałabym opory - bo jeśli whiskey smakuje podobnie do whisky, to to wykręca twarz.
    O czym ja tu piszę? A, w sumie nieważne... Bo rozdział jest verra fajny i już nie mogę się doczekać następnego! Co będzie z Zaynem? Czy chłopcy zaprzyjaźnią się z dziewczynami?
    Powinnam już kończyć... A wcale mi się nei chce!
    Dobra, tak na serio: fajnie było, czekam na kolejny, pozdrawiam, Lara.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajna nazwa tej whiskey... A poza tym popieram bełkot przedmówczyni.

    OdpowiedzUsuń
  4. Czeeeść! Na FF-1d.blogspot.com organizowany jest casting na współautora bloga - jeśli tylko zechcesz, możesz nim zostać! Ponad to zapraszamy również na specjalną audycje prosto z gali MTV VMA 2012 :) Z nami nigdy nie będziesz się nudzić!
    xoxo

    OdpowiedzUsuń
  5. Rzeczywiście tak szczegółowo opisana jest ta akcja ratownicza, że czułam się jakbym tam była wraz z bohaterami;p bardzo mi się podoba to, że chłopaki są w Europie, a nie to dziewczyny wyjeżdżają do Londynu;d

    www.grito-fuerte.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń